Piii…, piii…,piii…,piii… ny; piii…,pi…,uj; pii…ać; piii…,piii…,piii…,piii… ek – to fragment wystąpienia telewizyjnego jakiegoś „osobiszcza” w sprawie przeciwników politycznych. To „piii” jest literowym zapisem ocenzurowania tego co w przestrzeni dźwiękowej się pojawiło. Niestety nie wiem o co chodziło. Mogę tylko przyjąć, że ingerencja jest uśmiechnięta. To jak? Jest ta cenzura (rok 2024) czy jej nie ma?
Wszystkie wspomniane poniżej fragmenty (programy kabaretowe) miały swoją premierę w Nowym Sączu. Czasami z obowiązki, czasem przez przypadek, a czasem „bo tak wypadało”. Dopiero potem wyruszały „w świat daleki”, a nawet do stolicy (Warszawa). Czekano na nie (tu i ówdzie, i jeszcze dalej). Dzisiaj jest inaczej – ze Sącza (chodzi o kulturę) nic w kraj nie wyrusza, za to Warszawa zarzuca NS marnymi spektaklami teatralnymi, o których nikt nie mówi, bo nie ma o czym. Najwyżej znane twarze się pokazują wywołując zachwyt typu: popatrz, popatrz – wygląda jak żywy. To wystarczy, żeby wywołać zadowolenie u niektórych widzów (bo widzą „na żywo”; łau!). Jest też powód do chwalenia się głównych władz miasta (tu można wstawić co kto chce i o kogo chodzi). W ten sposób Nowy Sącz utrzymuje Warszawę (teatry), a nie odwrotnie. Widocznie o to chodziło – NS bogate miasto!
Jest rok 1986 – czasy „takie sobie”. Kilka lat po pierwszej „Solidarności”, a jeszcze przed „upadkiem komuny” (upadkiem??). Montujemy (chyba już dla Estrady Warszawskiej) program kabaretowy pt. „Wariacje na temat”. Jako autor wszystkich tekstów, a także reżyser całości, udaję się do cenzury z „uniżoną prośbą”, aby zezwoliła na rozpowszechnianie. Nie składam egzemplarza w Warszawie – wybieram Nowy Sącz. Liczę na to, że tu będzie łagodniej. Tak już bywało, ale pewności mieć nie można, bo zdarzało się odwrotnie. Po paru dniach odbieram i … bingo! Jest pieczątka na pierwszej stronie z treścią: zgoda na rozpowszechnianie. Na każdej następnej stronie, u samej góry, inna pieczątka z treścią: załącznik do programu; numery i parafka. Aliści na karcie tytułowej widnieje odręczna adnotacja: ing. (czyli ingerencja) i wymienione strony. Pełna szczęśliwość, bo jest ich niewiele. To główna zasługa „autocenzury” czyli własnego ograniczenia samego siebie, żeby jednak całość przeszła. Zarabiać trzeba, a bez oficjalnej zgody niczego zagrać się nie da – Estrada programu nie weźmie.
Z drżeniem rąk i organów wewnętrznych wertuję kartki. We fragmencie, w którym mieliśmy przedstawiać (ja i mój sceniczny partner; autor muzyki do śpiewanych fragmentów) zmyślone, ale aluzyjne do sytuacji w kraju wiadomości, znalazło się coś takiego:
„Pociąg ekspresowy Warszawa Zachodnia – Warszawa Wschodnia jest opóźniony około czterdzieści lat. Opóźnienie może się jedynie zwiększyć. Powtarzam. Jedynie zwiększyć. Prosimy o odsunięcie się od torów, bo i tak nie ma na co czekać”.
I tu zaznaczona ingerencja – nie wolno wypowiedzieć „czterdzieści”.
Słowo zaznaczone i zaparafowane! Widać ustrojowi zagrażało!
Kolejne strony i znowu jest! Tym razem w piosence. Zwrotka druga ma zabrzmieć tak:
„To i owo ma się zdrowo / owo ma się zdrowo tyż / aktualnie mamy dołek / ale słychać – idzie wyż / no i dobrze, nie ma sprawy / nowa mowa to jest styl!/ tylko w którą stronę idzie / czy do przodu, czy też w tył/
Ale nie – tu cenzura wycięła : „tylko w którą stronę idzie/czy do przodu czy też w tył”. Zaznaczone i zaparafowane – widocznie to chodzenie zagrażało władzy!
Nowa strona i ingerencja. W kolejnym fragmencie programu mieliśmy zaprezentować, ze sceny, taką naszą „nową księgę przysłów polskich”. Coś takiego:
- Biednemu wiatr w oczy kole.
- Nie ma tego dobrego co by na długi nie wyszło.
- Złapał Tatar Tatarzyna a Tatarzyn z Układem Warszawskim trzyma.
Dla wyjaśnienie: oficjalna nazwa: Układ o Przyjaźni, Współpracy i Pomocy Wzajemnej; organizacja polityczno-wojskowa państw bloku wschodniego z dominującą rolą ZSRR – przeciwnik NATO. W tym naszym przysłowiu cenzurze nie spodobała się nazwa (Układ Warszawski). Tego (nazwy organizacji) ze sceny nie wolno powiedzieć – słowa zaznaczone i sygnowane parafką. Dlaczego?? Że Tatarzyn trzyma ? Nie wiadomo – widocznie jedności socjalizmu to zagrażało.
Było jak było. W pierwszym przypadku udało się wynegocjować i z czterdziestu lat zrobiło się „dwadzieścia” – ta wielkość mogła „chodzić”. Inne skreślenia mieliśmy przestrzegać. Zdarzało się różnie – raz zagraliśmy tak, a innym razem odwrotnie; udało się, nie złapali, bo i pod koniec „socjalizmu” nieco luźniej i łagodniej już było (z naciskiem na „nieco”).
Jest rok 1983 – ciężko. Coś usiłujemy pograć – większość po cichu i nielegalnie. Robię próbę przepchnięcia czegoś przez cenzurę. Tym razem w Krakowie (może tu „klepną”?). Nie, nie – są ingerencje i to jak się patrzy! Napisałem monolog (dla programu kabaretowego) pt. ”Pamiętnik
uduchowionego rolnika” – że niby duch żywy chociaż ciało mdłe. No i jest fragment:
Środa. Dzisiaj byłem na szkoleniu o rolnictwie w Ameryce. Bardzo żeśmy się o nich martwili. Nie daj Boże, żeby im się coś przytrafiło. Co my wtedy będziemy jedli? […]
Ostatnie zdanie („co my wtedy będziemy jedli”) nie przechodzi – skreślone.
Co tam jedno zdanie! W piosence „Pociąg” poszły całe cztery ostatnie zwrotki”
„[…] *Co było dalej? – to i owo się zdarzyło / ktoś chciał poszerzyć a ktoś zwęzić – wyszedł zgrzyt / z ręką w nocniku się obudzić jest niemiło / za wcześnie kwiatku, diabli wzięli piękny mit/ *Nowa drużyna konduktorska pociąg wiedzie / lecz szyn co z tyłu nie przekłada już na przód / trzęsie pociągiem i choć stoi no to jedzie / a kto nie wierzy ten jest szuja, czyli wróg /*Ład i porządek zapanował dobrowolnie / choć po wagonach plotka snuje się jak dym / że nasz parowóz przyczepiony jest odwrotnie / i że nas ciągnie nie do przodu, ale w tył / *Plotka powstaje i umiera w jednej chwili / więc na pytania zasadnicze przyszedł czas / czy myśmy tory nie najlepiej położyli / a może tory położyły właśnie nas?”.
O przekreślonych, całych egzemplarzach innych programów kabaretowych nie piszę, bo i miejsca na starocie szkoda.
Dzisiaj te ingerencje wyglądają nawet śmiesznie, ale wtedy do śmiechu nie było. Opisuję, „żeby się zapamiętało”. Jednak nie o pojedyncze słowa i skreślenia generalnie chodziło. Cenzura, to była zorganizowana administracja państwowa, która „trzymała” wypowiedzi Polaków „za twarz”. Podobno to demokracja tyle, że socjalistyczna. Wolno mówić wszystko pod warunkiem, że jest to zgodne z przekazem partii i władzy oraz uzyskało się zezwolenie (z pieczątką!). Dzisiaj jest inaczej! Zmieniło się tak, żeby się nie zmieniło, ale na pieczątki już nie wystarczyło.
Cenzura to taki grzyb trujący, który toczy całe społeczeństwo i ma liczne odnogi, przerzuty.
Miał być koniec tego o cenzurze, ale zapowiada się część trzecia o czasach dzisiejszych. Zobaczymy – jak mnie z portalu nie wy* i konceptu nie zabraknie to będzie. Do poczytania za tydzień.
Jan Zawił