Gruchnęło, zawyło, świsnęło! Padło na kulturę, z wyróżnikiem: miejska. Tym razem, pod wypowiedzeniem, nie podpisał się UKOCHANY PAN PREZYDENT, Z SZACUNKIEM ZAWSZE, ale jego Z SZACUNKIEM DORAŹNY ZASTĘPCA. Nie wiadomo, czy to coś znaczy, ale warto odnotować. Nasza władza ratuszowa silna jest, zwarta jest i jak żelazna pięść eliminuje swoje zwinięte palce, jeżeli na to zasłużą.
W każdym razie wiadomość o dymisji na kierowniczym stanowisku gruchnęła niczym grom z jasnego nieba. Szeptanka miejska posłużyła się frazą: „niósł wilk razy kilka, ponieśli i wilka”. Przysłowia są mądrością narodu (odwrotnie już raczej nie), a przytoczone oznacza, że jak ktoś wykorzystywał innych (złą robotę robił) to za czas jakiś sam może być wykorzystany – sam za złą robotę musi zapłacić.
Przed wielu laty, parając się szlachetną sztuką kabaretu, w której dominował intelekt, a zdejmowanie portek z tylnej części ciała przyjmowano z obrzydzeniem, napisałem i wygłaszałem, z Panem Jankiem, „Nową księgę przysłów polskich”. Jedno z nich „szło” mniej więcej tak: „Nosił wilk razy kilka i za to zamknęli spekulanta… Wilka Józefa syna Jakuba”. Czasy były inne, spekulantem nazywano każdego, kto miał coś, czyli ciut więcej niż ustawa przewidywała. W każdym razie sprawiedliwość, tak jak ją władza ludowa rozumiała, musiała nastąpić. I następowała … ludowi na stopy, ręce, sumienia – następowała.
Czasy nowe, przysłowia stare, a wilk wilkiem – jakby się nic nie zmieniło. Zostawmy rozgrywki personalne na boku, bo one zawsze sensacją pachną, aliści istoty sprawy nie dotykają. Zdjęli ze stanowiska, bo chcieli i mogli. Podawane powody najczęściej są inne, niż prawdziwe. Al Capone (przedwojenny gangster amerykański) został złapany i zamknięty „za podatki”, a nie za zbrodnie i inne grube przestępstwa. Ta zasada sprzed 125 lat często jest stosowana, dobrze się trzyma i pewno przetrwa następne pokolenia (chodzi o Amerykę oczywiście, bo u nas prohibicja obowiązywała do godziny 13:00; potem otwierano sklepy i stoiska z alkoholem).
Jak działa kultura sądecka? Mniej więcej tak „Jak działa jamniczek”. „Jamniczek posiada głowę, kiszkę – bo wszystko, co żyje, posiada w środku jakąś kiszkę – i tylną część ciała. Jamniczek posiada trzy stany emocjonalne: może być zły, wściekły – a może być smutny, żałosny, może być radosny, wesoły!”. Tak to jest w humorystycznej animacji Juliana Antoniszczaka (Julian Antonisz). To człowiek – artysta urodzony w NS! Klimat tego surrealistycznego wykładu znakomicie odczytał nasz UKOCHANY PAN PREZYDENT, Z SZACUNKIEM ZAWSZE, i każdy afisz, każdy plakat, nieomal każdą publicznie odmalowaną kartkę, sygnuje swoim imieniem, nazwiskiem i funkcją. To działa prawie tak samo jak maszyny Antonisza: kapacitron mięśniowy, pimbdziałula dyfuzyjna, elektrokapuściocha i oczywiście agrafka: plakat – podpis; podpis – plakat; plakat – podpis; podpis – plakat; plakat – podpis; podpis – plakat. Cudownie. I to należy rozpowszechnić. Zamiast beztreściowych murali powinny pojawić się, na ścianach domów, nazwiska aktualnych radnych. Każda litera w innym kolorze. Dla zachowania demokracji uwzględni się nazwiska radnych opozycyjnych, ale małymi literkami i tuż przy ziemi; najlepiej w czarnym kolorze. Funkcja estetyczna zostanie połączona, z funkcją informacyjną. Miasto nabierze dodatkowego uroku, a jak dołoży się świecące lampki (po zmroku) to turyści się zjadą i pieniążki zostawią.
W minionej kampanii samorządowej usiłowałem wychwycić wątki związane z kulturą. To tak jak łowić ryby w mętnej wodzie. Tylko raz pojawiła się krótka notatka (z fotką kandydatki i kandydata) o potrzebie utworzenia w NS teatru zawodowego. Taki cieniutki pisk, piszczek raczej, ale był. Poza tym nic, cisza, pustka, dno.
Kultura nie jest dziedziną tak trudną i skomplikowaną jak mechatronika, automatyka czy robotyka. Jest jednak dziedziną wiedzy! Jak się chce coś „robić w kulturze”, kierować nią, a nawet administrować, to trzeba ową wiedzę posiąść. Po co istnieje amatorski ruch plastyczny, muzyczny, teatralny (tylko takie są w NS)? Czy po to, żeby zastępować szkolnictwo artystyczne, zastępować orkiestry symfoniczne, balety, teatry zawodowe słowem instytucje artystyczne i profesjonalistów w nich pracujących? Jeżeli nie, to po co? Jak w takim razie taki ruch amatorski powinien działać? To trzeba wiedzieć, to trzeba umieć! Inaczej to będzie (jest!) pomieszanie z poplątaniem, świadczące o dyletanctwie osób animujących, sterujących kulturą. Przysłowiowy księgowy z ratusza nie pokieruje miejską kulturą tylko finansami przeznaczonymi na kulturę (na tym się zna) – to podstawowe, fundamentalne rozróżnienie!
Powiedzmy sobie uczciwie: robienie koncertów muzycznych (zespoły), występów kabaretowych, kilku przypadkowo dobranych spektakli teatralnych (zawodowych), to nie jest „robienie kultury”. To zwyczajna, agencyjna, urzędnicza robota, która ma na celu ewentualne zaspokojenie „zapotrzebowania społecznego”, z oczywistymi efektami: chcecie kabarety to wam je „ściągniemy”; chcecie disco polo to je dostaniecie, chcecie farsy z łóżkowym tematem, to dostarczymy itd. Sorry – to nie jest „robienie kultury”; to jest przepalanie pieniędzy na nią przeznaczonych, to jest ściema nawet wtedy, gdy większość tego nie dostrzega i bije brawo. To jest ściema i żadne rozrywkowe, mniej lub bardziej, fora internetowe, głosy poparcia, klaszczące rączki w Internecie, głosy radnych, co to w jednym amatorskim przedstawieniu podziw rodziny zdobyli (jak zagrali to już fachowcy od kultury!) tego nie zmienią. Ściema jest ściemą … i dalej nie ma odpowiedzi na pytanie: co nosił wilk? Był, czy nie był fachowcem? Do poczytania za tydzień.
Jan Zawił