Prolog… jest krótką etiudą dramatyczną, którą każdego roku Józef Broda komponuje jak kolaż z elementów, które dostrzegł w występach wszystkich zespołów, dobiera osoby, instrumenty, dźwięki, by namalować na scenie coś na kształt pieczęci pod listem, który się nazywa ŚWIĘTO DZIECI GÓR…
Prolog 30. ŚWIĘTA DZIECI GÓR
Nierytmiczne uderzenia bębna. Zamaskowane postacie z Ekwadoru. Trzy. Ta główna i jej pomocnicy? Słudzy? Jakby czegoś szukali. Wprowadzają raczej niepokój, ale i same zaczynają rozglądać się spłoszone, gdy rozlega się głos kukułki. Odpowiada jej bęben, w rytmie kukania. Postacie uciekają ze sceny odegnane dźwiękiem fujarki i śpiewem:
„Paście się owieczki, owieczki
Paście się owieczki hań,
Ja Was paść nie będę, nie będę
Bo na służbę idę tam.
Dzwońcie, dzwońcie dzwoneczkami…”
I dalej jeszcze o tęsknocie… a za dwiema pastereczkami, tą śpiewającą i tą z fujarką, dzwoniąc dzwoneczkami podąża najpiękniejsze stadko świata: dzieci z każdego zespołu, te najmniejsze, pochylone, wielobarwne, razem…
Ostatnie dźwięki dzwoneczków łączą się z głębokim głosem rogu chłopca z MAŁEGO KONIAKOWA, a róg wsparty jest na ramieniu drugiego chłopca… bo przecież tak bardzo siebie potrzebujemy.
Indyjski Shruti Box znanym nam już dźwiękiem, który mógłby odnaleźć wspólne geny z brzmieniem heligonki i indyjski bęben wprowadzają dziewczęta z Ahmadabadu. Każda ma w dłoniach dwa lampiony i z tych drobin światła tworzą serce, a po chwili otaczają je Indonezyjczycy, z czerwonymi jak krew wachlarzami. Obraz serca zostaje poszerzony, wzmocniony. Na chwilę zamierają po czym wachlarze, jak purpurowe motyle zaczynają wirować wokół Hindusek i odlatują zabierając ze sobą indyjskie światełka.
Gajdy Józka Brody, Kasia Broda śpiewa o swobodzie na górach, szałasach, a jej głos jak metatekst, tym właśnie jest: swobodą. Dołącza się tata… i oboje… tak czysto… tak biało… tak… SWOBODNIE.
Trombita Krzysztofa Trebuni-Tutki, gwizd pasterski i śpiew o wesołości, której nigdy dość i której każdy nam zazdrości, przenoszą nas do oficjalnej części wieczoru.
Na scenę „pytoni piyknie” wchodzą dyrektorzy: Andrzej Zarych i Piotr Gąsienica. Witają publiczność, a następnie w zgodnym dwugłosie, na zmianę – gości szczególnych, a nie jest ich w tym roku jubileuszowym roku mało!
Ambasador Republiki Indonezji w Polsce Anita Lidya Luhulima, Konsul honorowy Republiki Indonezji w Krakowie Marian Skrzypiec, Dagmara Szymańska-Żyglicka z Konsulatu Generalnego RP w Houston, poseł na sejm RP Patryk Wicher, Monika Garnek-Owczarczyk reprezentująca Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi, Aleksandra Gąsowska z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, radna Województwa Małopolskiego i wiceprzewodnicząca Komisji Kultury Sejmiku Małopolskiego Marta Mordarska, zastępca prezydenta miasta Nowego Sącza Magdalena Majka, kapelan Festiwalu ks. dr Stanisław Kowalik i kapelan Związku Podhalan w Polsce ks. prałat Władysław Zązel, misjonarz z Zambii ojciec Andrzej Leśniara, proboszcz parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w Houston ks. Tadeusz Rusnak, przewodniczący Polskiej Sekcji CIOFF Jan Łosakiewicz i wiceprzewodniczący Piotr Szewczyk, Wiesława Hazuka, która jako choreograf przez wiele lat zasiadała w Radzie Artystycznej ŚWIĘTA DZIECI GÓR oraz dyrektor artystyczna Międzynarodowego Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem Hanna Rybka.
Na koniec Piotr Gąsienica powitał najbardziej niezawodnego gościa, tego, który jest z tym Festiwalem od dekad, czyli… nas, festiwalową publiczność.
Mikrofon został oddany w ręce gości.
Marta Mordarska w imieniu Marszałka Witolda Kozłowskiego zwróciła się do wszystkich przyjaciół ŚWIĘTA DZIECI GÓR, powitała, ale że to koncert finałowy, więc i pożegnała się z najwspanialszym wydarzeniem artystycznym: „małe wzrostem, ale za to największe swoją klasą, artyzmem i kulturą”. Podziękowała organizatorom, dyrektorom za wspaniałe wydarzenie, podczas którego dzieci pokazały, czym jest prawdziwa kultura. Szczególną wdzięczność pani radna wyraziła teksańskim gościom za przyjazd i za to, czym zechcieli się z nami podzielić.
W imieniu Prezydenta Nowego Sącza Magdalena Majka przekazała nam wszystkim wiadomość: Prezydent Nowego Sącza przyznał Festiwalowi ŚWIĘTO DZIECI GÓR swoje najważniejsze odznaczenie: Denar Św. Małgorzaty. Są nim honorowane osoby i instytucje, które mają szczególne zasługi w promocji Nowego Sącza. Nagrodę przyjął i wszystkim zademonstrował dyrektor Małopolskiego Centrum Kultury SOKÓŁ Andrzej Zarych.
Poseł Patryk Wicher przyznał, że nie ma nic ważniejszego niż szczery uśmiech dziecka. To największe wyróżnienie, a dyrektorzy ŚWIĘTA DZIECI GÓR mają całą lawinę tych uśmiechów. Pan poseł wyraził również zachwyt nad najpiękniejszym widokiem z prologu: Stado owieczek, dzieci z całego Świata, które radują się razem. Pan poseł jest szczęśliwy, że mógł – jak to zaznaczył chwilę wcześniej Andrzej Zarych – choć trochę wesprzeć Festiwal.
Przez cały czas trwania ŚWIĘTA mogliśmy obserwować, a nawet odwiedzić ustawiony obok Amfiteatru niebieski namiot Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi, zastępca dyrektora tej instytucji, Monika Garnek-Owczarczyk przyznała, że nasz Festiwal jest jej szczególnie bliski. Pogratulowała pięknego wydarzenia, dzieciaków. Na koniec przekazała dyrektorom MCK SOKÓŁ krótki okolicznościowy list gratulacyjny w pięknej oprawie.
Przewodniczący polskiej sekcji CIOFF, Jan Łosakiewicz wyznał, że wielkim zaszczytem jest tu być, gdyż Festiwal jest świętem całego Nowego Sącza, całej Polski, polskiej tradycji i polskiego folkloru. ŚWIĘTO DZIECI GÓR otrzymało od CIOFF, organizacji, która od pierwszej edycji patronuje Festiwalowi, statuetkę Artis Meritoria. Jan Łoskakiewicz przekazał ją oczywiście na ręce Andrzeja Zarycha.
I chwila „wielce osobliwa”. Sekretarz Rady Artystycznej Festiwalu wprowadził na scenę panią Michalinę Wojtas, która wyszkoliła setki tancerzy w wielu lachowskich zespołach. Światowy CIOFF przyznał jej swoje srebrne odznaczenie. Pani Michalina podziękowała, ciesząc się, że może odebrać to odznaczenie przy takiej okazji. Piotr Szewczyk opowiedział, że w Meksyku, gdy ogłoszono przyznanie tego oznaczenia, wszyscy wołali: „Michalina Wojtas!” i wszyscy wołali: „ŚWIĘTO DZIECI GÓR!” oraz przekazał specjalny list od prezydenta CIOFF Alejandro Camacho Gonzaleza.
Anna Mlekodaj, jedna z prelegentek 3. Konferencji Naukowej „Folklor Dziecięcy. Potencjał tradycji – scena – edukacja” zaprezentowała wnioski z tego towarzyszącego ŚWIĘTU wydarzenia. W Konferencji wzięli udział głownie instruktorzy zespołów. Zagadnienia były dwa, pierwsze: dzieciństwo i jego zmiany, drugie: zespoły. Z dzieciństwem jest taki problem, że bywa ono kradzione, kiedyś dzieciństwo kradła praca, teraz – sieć. Pani Anna zapowiedziała wydanie opracowania Konferencji i na razie podzieliła się wnioskami: instruktorzy powinni nadal wykonywać swoją pracę. Kiedyś zespół był dla dzieci atrakcją, na przykład umożliwiał wyjazdy krajowe i zagraniczne. Dziś dzięki zespołom dzieci mogą się bawić, uczyć relacji, być prawdziwymi dziećmi. Nie po sukces, ale po zabawę, relacje, uśmiech idą do zespołów.
W imieniu Rady Artystycznej jej przewodnicząca Dorota Majerczyk powiedziała, że na ŚWIĘCIE DZIECI GÓR nie ma przegranych i poprosiła o wielkie brawa dla wszystkich. Następnie odczytała protokół podsumowujący pracę Rady na tegorocznym Festiwalu.
Dwa rogi, ten podhalański i ten cieszyński otwierają najważniejszą część wieczoru. Kilkadziesiąt kolejnych minut to pojawiające się na scenie dni festiwalowe, czyli zespoły: najpierw polski, potem jego zagraniczny kamrat. Następnie razem tańczą tańce kamrackie: polski i z dalekiego kraju (w tym roku nie ma krajów bliskich, bo Europę reprezentują wszystkie polskie zespoły). Na koniec wspólnego występu zespoły tradycyjnie otrzymują festiwalowego baranka, kosz słodyczy i wspólne zdjęcie z serduszkiem od Rady Artystycznej.
PIECUCHY i zespół z Ekwadoru przygotowali własną, kamracką etiudę. Zamaskowana postać, która otwierała już Prolog, staje na środku. Dziewczynka z Polski i chłopiec z Ekwadoru wchodzą na scenę z miotłami, symbolem pracy, od której zostają uwolnieni, gdy oddają swe narzędzia zamaskowanej postaci. Podają sobie ręce. Wolni. I z dwóch stron wchodzą członkowie obu zespołów, padają sobie w objęcia. Taka opowieść o spotkaniu. Tym spotkaniu, na Tym Festiwalu. I dwa wspólne tańce razem. KAMRACTWO.
„By człowiek z człowiekiem, był bratem na wieki”.
Kolejne przyjaźnie wyrażone tańcem na scenie Józek Broda podsumowuje doskonale nam znanymi słowami: „Bo życie może być jak chleb, bo życie pachnie jak chleb.” A instrumentem może być zwykła słomka lub patyk z dwoma tylko otworami i mamy dwa minikoncerty dwóch prowadzących tegoroczny Festiwal.
I kolejne przecudnej urody obrazki:
Indonezja nauczyła kamratów z Janczowej „Tańca tysiąca rąk”. A MAŁE JANCZOWIOKI nauczyły przyjaciół z Indonezji „Kowala”.
Zespół z Zębu po swojej prezentacji nie zszedł ze sceny. Spokojnie towarzyszył swojej niewielkiej kamrackiej grupie. A gdy przyszedł czas na ich „kamractwo”, dzieci z Kenii zaśpiewały po polsku o muzyce, której „nika ni ma”, tej góralskiej. I prawda, że nie ma jej nigdzie, poza górami. Wszystkimi Górami Świata. A chłopcy z Kenii, którzy na występach swojego zespołu stali jedynie, jako ci strażnicy uzbrojeni w pawęże i dzidy, teraz zatańczyli zbójnickiego z chłopakami z Zębu. Na koniec wszyscy: „Waka Waka…”
Trzem ostatnim zespołom z Kąclowej, Ahmadabadu i Houston baranki, zdjęcia i słodycze wręczyli Andrzej Zarych i Piotr Gąsienica.
I nie zeszli panowie dyrektorzy ze sceny, a zapowiedzieli moment niezwykły i podniosły. Na scenie pojawił się stolik przykryty zielonym suknem, a na nim statuetka w formie sokolego pióra.
Dyrektorzy zaprosili zza kulis Józefa Brodę, by przy okazji 30. ŚWIĘTA DZIECI GÓR uczcić tego, który jest z Festiwalem od samego początku i zaraz po Antonim Malczaku, twórcy ŚWIĘTA, dał nowosądeckiej imprezie niezaprzeczalnie najwięcej. Dał jej duszę.
Piotr Gąsienica odczytał laudację na cześć Józefa:
„Laudacja na cześć Józefa Brody trzynastozgłoskowcem spisana, by forma godna była treści, a treść godna osoby laudacją pochwalonej.
“Gościu, pod liściem lipy opowiem ja tobie,
O brodzie długiej siwej i o siwej głowie,
Głowie nietuzinkowej, głowie takiej, w której
Brodacz niesie bogactwa wszelakiego furę!
Najpierw jednak wstecz spójrzmy, jakieś osiem dekad.
Głowa brody nie miała, świat zyskał człowieka.
Miał go rodzicom przynieść sam Mikołaj Święty,
Ale się trzy dni spóźnił, bo czas był wojenny.
Jest trójkąt, jak Bermudzki: trzech wiosek w Beskidzie,
Kto się tutaj urodził, łatwo stąd nie wyjdzie.
Wie to też nasz bohater, fantazja ułańska
Kazała mu próbować, uciekł aż do Gdańska,
Był i Kraków, i Lublin, była i stolica,
Lecz co ci nie pisane, to cię nie zachwyca.
A ciągnie i z każdego przyciągnie cię szlaku
To, co ci przeznaczone: Istebna, Koniaków.
Wrócił nasz dobry brodacz, gdzie mała ojczyzna,
Beskidowi Śląskiemu miłość wierną wyznał.
Potem piękno człowieka i piękno natury,
Aby głosić w świcie, schodził ze swej góry.
Jednak razu pewnego – jeszcze tego nie czuł –
Dzień nastał wyjątkowy: bojler mu się zepsuł.
Bojler trzeba naprawić – jaśniejsze od słońca,
A tu Antoni Malczak przyjeżdża ze Sącza.
I coś mówi o jakimś dziwnym Festiwalu,
Że niby dzieci przyjadą z bardzo wielu krajów
I z polskimi dziećmi będą się kamracić
I nie wrogów zyskają, ale nowych braci.
I żeby Józek Broda dał serce i słowa
I żeby Święto Dzieci Gór reżyserował.
Jak wcześniej wychowanków i uczniów przez lata
Tak zaczął uczyć Dzieci ze Wszystkich Gór Świata:
Że z otwartą dłonią trzeba do człowieka,
Nie z pięścią zaciśniętą, że życie jak rzeka,
Że wszystko przemija, i nie jest choć było,
Z jednym wielkim wyjątkiem: nie przemija miłość.
Miłość nie przemija, wiesz! I wiesz najlepiej,
Że my Cię kochamy, nasz drogi Józefie!
I tak pragniemy abyś, może wbrew naturze
Był z nami do setki, był z nami i dłużej!
To pióro, które SOKÓŁ uronił nad krajem,
Niech Ci rośnie u ramion, skrzydeł Ci dodaje,
A za wszystko co dajesz nam z tej wielkiej sceny,
Z głębi najgłębszej naszych serc Ci dziękujemy!”
Andrzej Zarych wręczając statuetkę sokolego pióra zwrócił uwagę, że z drugiej strony ma ona kształt bumerangu, czyli mówi: wracaj do nas!
Józef Broda do publiczności: „Bez was nie byłoby tego ducha. Bo życie rzeką, życie ptakiem. Dziękuję, dziękuję, dziękuję, bo każde spotkanie, to jakby żniwo na chleb”. I zaśpiewał, a my razem z nim:
„Panie niech Duch Twój modli się we mnie,
Bo życie pachnie jak chleb,
Bo życie może być jak chleb.”
Schodząc ze sceny w kilku słowach oddał hołd twórcy ŚWIĘTA DZIECI GÓR, Antoniemu Malczakowi.
I kolejny symbol:
- Ja Karol z zespołu PIECUCHY, przekazuję wam ten kostur. Gazdujcie dobrze.
NISKOWIOKI z Niskowej, gospodarze 31. ŚWIĘTA DZIECI GÓR obiecują dobrze gazdować w przyszłym roku.
Trombita zakopiańska przypieczętowuje ślubowanie.
Ekwadorska kapela, ta która zarażała nas entuzjazmem, teraz zwołuje wszystkie dzieci tegorocznego ŚWIĘTA. Wybiegają zewsząd: zza kulis, z bocznych i tylnych wejść, biegną przez widownię, w górę i między rzędami. Jesteśmy otoczeni dziecięctwem, radością, śpiewem, tańcem, KAMRACTWEM.
Kapelan Stanisław Kowalik wychodzi na scenę ze stułą, a więc będzie błogosławieństwo na drogę do domu. Wcześniej jednak parę słów i parę nut:
„Człowiek jest wielki, nie przez to co posiada, lecz przez to, kim jest, nie przez to co posiada, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.
Boże nasz, nie opuszczaj nas, bo jeśli nas opuścisz, to już będzie po nas…
W imię Ojca…”
Kasia Broda śpiewa słowa, którymi przez ostatnie dekady zarażał nas jej tata:
„Życie rzeką, życie ptakiem
Czas Ci szybko mija (o! jak szybko!)
Czas ci daje, czas odbiera
Miłość nie przemija…
Jestem, mam, dam,
Daj drugiemu,
Nie trać ducha,
Bo nie jesteś sam.
Słoneczko zachodzi za pola za las.
Wiatereczek szumi.
Matunia utuli.
Do domu już czas.
Do dobrej wieczerzy,
Do naszej macierzy,
Powrócić już czas”.
Trombita Józka Brody kończy „słowami”, którymi zazwyczaj zaczynała festiwalowe msze:
„Ojcze z niebios Boże Panie
Tu na ziemię ześlij nam
Twoje święte zmiłowanie
Tu na ziemię ześlij nam…”
Koniec? Ale jak to tak? Już trzeba iść? Już koniec? Tak po prostu… Tak, ale wcale nie „po prostu”.…
Kamil Cyganik – kierownik biura prasowego Festiwalu
Fot: Pior Droździk