DRAMATURŻKI – felieton

Zacznijmy od sukcesu. Unia Europejska ogłosiła: mamy jednakowe  wtyczki! Spokojnie. Na razie chodzi o to, żeby przenośne sprzęty elektroniczne  były wyposażone w taki sam port ładowania, czyli USB-C. Laptopy, na razie, nie. Wszystko po to, żeby używać jednej ładowarki do urządzeń mobilnych. Jestem szczęśliwy – ktoś zadbał o mnie. Od teraz jeden kabel będzie mnie obsługiwał. W Ameryce (USA) wylatują w kosmos i wracają do tej samej wyrzutni, a Unia Europejska ustaliła kształt wtyczki. Brawo!


W wymiarze osobistym też „zasukcesiłem”. W noc sylwestrową wszystkie telewizory krzyczały na mnie, że mam przed sobą (przed własnymi oczami) niezapomnianą zabawę – szał, szok, szoł (show). Zwyczajowo, po piętnastu minutach, zapominałem – wbrew telewizyjnym zapewnieniom. Tym razem  stało się inaczej. Podobała mi się jedna śpiewająca panienka – zapamiętałem; tylko nie mogę sobie przypomnieć, co muzycznie wykonywała.

Tradycyjnie składano mi (ja „odskładałem” w drugą stronę) noworoczne życzenia (2025). Z zestawienia prowadzonego od wielu lat, w kratkowanym zeszycie, wyszło mi, że w tym roku jednostronnie występowało zdrowie. W poprzednich latach zdarzały się pieniądze, sukcesy, a nawet święty spokój. Możliwe, że mój wygląd sugeruje to, co powyżej, zgodnie z medyczną zasadą: nie ma ludzi zdrowych – są tylko źle zdiagnozowani. Aliści czuję się stosownie do cyferek peselu, a w lusterko nie spoglądam bo „strachliwy” jestem i na horrory nie chadzam. W każdym razie wkroczyłem w kolejny rok  pewnym krokiem. Nie było ślisko, bo zima się ociepliła od dwutlenku węgla  wytwarzanego przez krowy, co ceny masła podniosło – logiczne.

Radośnie, powaliło mnie kilka wiadomości. Pierwsza z nich to szeptane wyliczenie, że droga zwana „Sądeczanką” zostanie wybudowana za około pięćdziesiąt lat. Doliczając już te trzydzieści, w których obiecywano, że już, już, za chwilę, na horyzoncie majaczy setka. Ja się naprawdę cieszę, że majaczy, a perspektywy dla miasta są dalekosiężne. Łączność ze starą stolicą Polski (chodzi o Kraków), nawet przy dużej przychylności dla tego miejsca, nie jest nowoczesna. Ona jest stara! To po co nam taka? Oficjalne stanowisko, po naradzie Parlamentarnego Zespołu ds. Małopolski w sądeckim ratuszu, poinformowało (to stanowisko), że do wybudowania jest odcinek o długości pięćdziesięciu kilometrów, a nie lat (Nowy Sącz – Brzesko). Różnica między latami, a kilometrami,  nie jest tak wielka, aby się nią przejmować. Przyjechali, pogadali, a drogi „nikaj nie widać”. Tuneli też nie będzie. W tej sprawie wypowiedział się ważny, ważniejszy i najważniejszy poseł Marek Sowa (z Krakowa i z koalicji), że dyskusja by nas „zacofała”. Lepiej jest, jak jest gorzej, bo „piniendzy nie ma i nie będzie”. Pozamiatane. Podobno powstała inicjatywa. Mieszkańcy miasta mają się, w każdą rocznicę tego wiekopomnego spotkania, gromadzić na miejscowym rynku i otaczać kręgiem ludzkich serc budynek ratusza. O wyznaczonej godzinie odśpiewają kultową pieśń z tekstem „sto lat, sto lat , niech żyje, żyje nam” … i znowu ta setka! Urok czy co?

Druga wiadomość jest jeszcze weselsza. Dotyczy przebudowy linii kolejowej 104 i budowę nowego łącznika między Podłężem, a Piekiełkiem, Mszaną Dolną i Tymbarkiem. Tutaj pasmo nieustajacych sukcesów. Miasto NS rozbabrane wzdłuż torów wiodących ku Limanowej. Korki na drogach, bo się burzy i się buduje mosty, wiadukty i coś koło tego. Się zapowiada, że do Chabówki to pewno wybudują tyle, że do Chbówki nikt nie będzie jeżdził – bo po co? Kluczowy jest odcinek, którego nie ma "Podłęże – Piekiełko". A tam dopiero jakieś nieśmiałe, pierwsze przetargi. Między Szczyrzycem, a Tymbarkiem, mają być dwa tunele, wiadukty i mosty. Mają być – czyż to nie jest sukces? To jest sukces oszałamiający – i tego się trzymajmy jak pijany płotu. Wszak miasto koleją stoi i na szlaku leży, co było do udowodnienia – że leży.

Wyborcy UKOCHANEGO PANA PREZYDENTA NS Z SZACUNKIEM ZAWSZE mają jeszcze więcej powodów do radości, co w noc sylwestrową pod ratuszem zademonstrowali. Wieść gruchnęła, że powstaną nowe ronda. Podobno ma być ich sto dwadzieścia cztery, bo tak stoi w śpiewanej przepowiedni ojca Wergiliusza ( "Ojciec Wergiliusz uczył dzieci swoje / A miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje..."). Wszyscy mieszkańcy chwytają się za ręce i tworzą obracające się koło. Ojciec PREZYDENT stoi w środku. Po słowach: "sto dwadzieścia troje"  wszyscy zatrzymują się, zwracają twarzą do środka koła i kłada ręce na biodrach.

Hejże, dzieci – dwa podskoki;
hejże ha – dwa klaśnięcia;
róbcie wszyscy to co ja – ojciec PREZYDENT pokazuje np. przysiady, ukłony, a wszyscy je powtarzają, aż do końca kadencji. Następnie wybiera sie nowego Wergiliusza, którym jest stary UKOCHANY PAN PREZYDENT NS Z SZACUNKIEM ZAWSZE i zabawa rozpoczyna się od początku.

Przyznam się, że u progu nowego roku zafascynowało mnie, zasłyszane w sferach teatralnych, słowo: DRAMATURŻKI  (bo o dwie panie chodziło). Ile w w tym dźwięku treści, a w piśmie zawartości! Wypływa z niego szlachetna kobiecość, delikatność i szczypta poetyckości. Jak ono burzy dotychczasową siermiężność naszego słownictwa. Na dodatek precyzyjnie nazywa to, co nas czeka w najbliższej przyszłości. Przed nami samo dobro, czego Państwu serdecznie życzę. Do poczytania za tydzień.

Jan Zawił

One thought on “DRAMATURŻKI – felieton

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook
Instagram

Poprawa dostępności strony