Planeta płonie! Przerażające. Już teraz, czy za chwilę? Popłonie, popłonie i przestanie, czy doszczętnie spłonie? No i jeszcze to piekielne pytanie: dlaczego? Odpowiedzi z kategorii banału: bo człowiek wycina lasy, bo człowiek wydziela, a krowy też, bo samochody emitują, bo…, bo…, bo. Niektórzy (one, oni) „w temacie” lewitują, a to dla środowiska szkodliwe jest i uszczerbek na zdrowiu przynosi.
Dokształcam się. Ponad 70% powierzchni Ziemi to woda. Zdecydowana większość (95,8%) to oceany. Woda słodka w mniejszości – 2,5% ogólnych zasobów. Najwięcej, bo aż 68,7%, jest jej uwięzionej w lodowcach i stałej pokrywie śnieżnej, a 30,7% kryje się w wodach podziemnych.
Ciekawostka: zgodnie z najnowszymi odkryciami naukowcy zidentyfikowali ogromny zbiornik wody, którego objętość jest trzykrotnie większa niż objętość wszystkich oceanów powierzchniowych Ziemi razem wziętych. Ten podziemny zbiornik wodny leży głęboko; około 700 km pod powierzchnią Ziemi.
Woda nie skończy się jako zasób, może się skończyć tylko w pewnym miejscu. Mamy jej tyle samo, ile mieliśmy. Będziemy ją mieli zawsze – tak twierdzą ci, którzy się na tym znają i posiadają odpowiednie naukowe tytuły. Wody w systemie Ziemia – atmosfera nie ubywa. Krąży bez przerwy.
Podsumowuję – ponad dwie trzecie powierzchni Ziemi to woda. No to jak ona (ta Ziemia, planeta) płonie?
Aniołowie apokalipsy zapowiadają koniec wszystkiego. „Ostatnie pokolenie” (taka organizacja ekologiczna) głosi, że jeżeli nie zatrzymamy zmian klimatycznych („my” czyli ludzkość) to spłoniemy. Nie podają czy razem z Ziemią, czy osobno. Zresztą to wszystko jedno. W celu „zatrzymania spłonięcia” siadają na pasach startowych lotnisk, na autostradach i drogach asfaltowych przylepiając się różnymi częściami do podłoża. W ten sposób zmniejszają temperaturę otoczenia i oddalają cieplarniane zagrożenie. Możliwe, że gdyby cała ludzkość usiadła na podłożu i doń się przylepiła to uratujemy planetę! To jest twórcze rozwinięcie znakomitego planu dla ludzkości: „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się”.
Z niewielkiej grupki wody do picia (tylko 2,5% ogólnych zasobów) wyróżnia się mineralna. Konkuruje z wodą źródlaną. Ta druga ma składniki pochodzące ze źródła, a ta pierwsza minerały. Nie jest jasne jak nazwać źródlaną z minerałami – drobnostka. Etykieta na butelce prawdę ci powie.
Niby wszystko jasne, ale szwindlem pachnie. Do butelki mineralnej nie jest wlewane to, co z Matki Ziemi wypływa. Tak prosto leje się tylko z kranu (w butelce „kranówka”). Sklepowa mineralna to mieszanka sklecona przez producenta z kilku różnych cieczy. Chodzi o uzyskanie takiego smaku, który konsumenci zaakceptują. O kasiorę tu biega, a „zdrowotność” tylko w reklamach jest forsowana.
Eksperyment, czyli doświadczenie. Stajemy przed naturalnym wytryskiem, wypływem, wylewem wody mineralnej w plenerze. Za pomocą kubka lub innego naczynia (talerz się nie nadaje) czerpiemy ze źródełka i za pomocą otworu gębowego przedniego wprowadzamy do jamy ustnej stosowny płyn. Kubki smakowe reagują – smak odczuwamy. Po przepłukaniu jamy i gardła, zupełnie innym płynem, kosztujemy zawartość mineralnej z butelki. Mimo takiej samej nazwy smak obu eksperymentowanych cieczy się różni. Niby podobne, a niepodobne – zjawisko takie.
Wody mineralne doczekały się swojego festiwalu. W miejscowym sprawozdaniu za rok 2024 (serwis mtv24.tv) czytam:
„Tegoroczny Festiwal Wód Mineralnych w Muszynie przeszedł do historii jako wydarzenie, które przyciągnęło największą ilość uczestników od początku swego istnienia. Uliczki Muszyny były wypełnione ludźmi i samochodami po brzegi, a organizatorzy musieli wezwać dodatkowe służby, aby rozładować ruch uliczny, który w pewnym momencie stanął w całym mieście. Samochody parkowano nawet w sąsiedniej miejscowości. […]”
Potem jest o tym kto wystąpił, zagrał, zaśpiewał i „zakabarecił”. Żadnej wody mineralnej nie wymieniono. Chyba nie sprawdziły się scenicznie. Może w następnym roku.
A co na to wszystko woda świecona? Jest ona też wodą tyle, że szczególną bo błogosławioną. Z tego powodu jest wyłączona z codziennego i zwyczajowego użycia. Posiada właściwości uświęcania. Za pomocą tej wody możemy walczyć ze złem. Brzmi dobrze, ale jest jeden warunek – trzeba wierzyć. Bez wiary nie ma efektu; im większa wiara tym skutek większy. Proste?! Tu nie trzeba niczego mieszać, przyklejać do asfaltu, walczyć z ociepleniem.
Działa to tak:
[…]„No! wygrałeś, panie bisie,
Lecz druga rzecz nieskończona:
Trzeba skąpać się w tej misie —
A to jest woda święcona”.
Diabeł kurczy się i krztusi,
Aż zimny pot na nim bije:
Lecz pan każe, sługa musi,
Skąpał się biedak po szyję.
Wyleciał potem jak z procy, […] ”.
Co było przed i po: patrz ballada mistrza Adama: „Pani Twardowska”.
Lato. Z całego felietonu należy zapamiętać wszystko, ale jedno najbardziej: woda jest mokra. I małe dopowiedzenie – każda okazja dobra, żeby się napić. O stosowną wodę chodzi, bo czas gorący. Do poczytania za tydzień.
Jan Zawił