Taki film może być tylko na Peryferiadzie. Trudny temat, który jeszcze trudniej jest opowiedzieć. Kiedy ktoś w rodzinie choruje, a jest to alzheimer, choruje cała rodzina. Ten film pt „Strzępy” warto i trzeba zobaczyć, a został zaprezentowany jeszcze przed premierą kinową.
Zanim jednak doszło do projekcji publiczność miała okazję spotkać się ze scenarzystką i reżyserką filmu Beatą Dzianowicz. Rozmowę poprowadził Filip Nowak.
– FN; Twój dorobek filmowy to przede wszystkim dokument. Jak duża jest różnica w realizacji obu gatunków?
– Beata Dzianowicz: To są dwa inne światy. Filmu fabularnego uczyłam się przy realizacji pierwszego i muszę stwierdzić, że nie była to udana próba. W życiu robiłam bardzo duże dokumenty jak np. w Afganistanie, w bardzo różnych miejscach, przez wiele miesięcy. Były filmy kręcone w więzieniach, szpitalach psychiatrycznych, itd…Takie filmy robi się w kilka osób. Człowiek opiera się na tym co sam potrafi wymyślić. Natomiast film fabularny to kilkadziesiąt osób, wysokiej klasy specjaliści, nie mówiąc o aktorach. Często jest tak, że na planie najmniej doświadczoną osobą jest reżyser. Ale właśnie dzięki temu, że operator zrobił już kilkaset filmów, charakteryzatorka podobnie, inni też, reżyser ma ogromne wsparcie w ich doświadczeniu. Fabułę robi się kompletnie inaczej.
– FN; W filmie „Strzępy” pojawiają się peryferia. Zresztą sama mówisz, że lubisz takie regiony. Wiele scen umiejscowionych jest w Gliwicach, skąd pochodzisz, ale także z Piwnicznej…Jak dobierasz tematy do realizacji dokumentu czy fabuły?
– BD; Ten film jest akurat wzięty z życia, jest o alzheimerze. Tak się złożyło, że mój teść na to zachorował oraz czworo jego rodzeństwa. Kusiło mnie aby zrobić dokument, ale padło na fabułę bo można eksperymentować, nie ma moralnych obaw przed pokazaniem chorego, bo gra go aktor. W dokumencie jest inaczej wszystko musi być prawdziwe.
– FN; Czy wybór Piwnicznej jako miejsca szczególnego dla bohaterów to efektem tego, że jest ci po prostu bliskie?
– BD; Ja pisałam scenariusz patrząc na polany, jelenie, łanie, które nocują czasami pod moim domem. Takie coś trudno znaleźć w Beskidzie Żywieckim. Tu jest stromo i wiele scen kręciliśmy bez generatora prądu bo nie udało się dojechać. Te góry są po prostu dzikie, robią wrażenie i to mnie bardzo cieszy. Wielu ludzi pyta mnie gdzie to jest zrobione nie wierząc, że to Polsce, że to może w Słowenii, a to okolice Piwnicznej.
– FN; A miejscowa społeczność?
– BD; Wszyscy pracowali z ogromnym zaangażowaniem, choć było potwornie zimno. Ludzie pracowali znakomicie, ale jak się pracuje na własnym podwórku to jest łatwiej.
– FN: A jak trafiłaś w te strony?
– BD; To efekt wędrówek w młodzieńczym okresie. Miałam taką rodzinę, która dbała o to by dzieci znały Polskę. Szliśmy na Obidzę. Tato zauważył chałupę „zabitą deskami”. Porozmawiał z gospodarzem i rok później udało się ją kupić. Mamy takie miejsce na ziemi, które bardzo kocham.