Od pewnego czasu cicho się zrobiło wokół Sandecji. Wiadomo, zima, chłodno, czasami śnieg przyprószy, dołoży deszcz i jakoś tak wszyscy w smutku zamilkli. Tymczasem w klubie dzieje się, wręcz gotuje. Nowy prezes organizuje klub po swojemu.
Co się dzieje? Jak przystało na nową „miotłę” prezes prowadzi rozmowy z tymi, którzy mają odejść. Na razie wiadomo, że trafiło Stankiewicza oraz Masa. Z powodu tych rozmów rozpoczęcie przygotowań do rundy wiosennej wstrzymano do poniedziałku. A dlaczego? Ano dlatego, że wiele wskazuje na to, że jak głosi nieoficjalna wieść, od poniedziałku zajęcia z piłkarzami poprowadzi już nowy trener, a co za tym idzie prawdopodobnie również z nowym sztabem.
Jak dowiadujemy się nieoficjalnie z drużyną ma się pożegnać jeszcze kilku zawodników, a na ich miejsce mają przybyć nowi. Niby wszystko fajnie, ale te wszystkie zmiany będą kosztowały i to sporo.
Ogromnym problemem klubu, ale i jego właściciela, czyli miasta, wszak to jest „nasza” spółka, to brak stadionu. Niestety niewiele wskazuje, że uda się to pozytywnie załatwić w najbliższych miesiącach. Tymczasem przepisy mówią, że na „wyjeździe” jako gospodarz można grać tylko trzy sezony. Dla Sandecji kończy się ten czas 30 czerwca br. Co później? Jeżeli nie uda się rozpocząć budowy, to drużynę może czekać degradacja.
Ale jest też jeszcze jedna sprawa, chyba nawet ważniejsza. Od chwili rozpoczęcia budowy miejskiego stadionu piłkarze trenują w bardzo złych warunkach, a obecnie to już jest tragedia. Obiekt na Zawadzie to ruina. Wiele klubów z A klasy na Sądecczyźnie ma lepsze warunki. Od lat, z różnych przyczyn Sandecji nie chcą przyjąć na ANS. Trwają rozmowy z Barciczanką z innymi klubami, ale idzie jak po grudzie. Piłkarze to obserwują z dużym niepokojem czekając na jakieś małe światełko w tym tunelu niemożnosci.