Rozmarynie ozwijaj się – felieton

Kiedyś byłem młody, a nawet jeszcze bardziej – dziecko. Przewijała się wokół mnie melodyjka z tekstem – śpiewana trochę ukradkiem i w innych celach, niż artystyczne. Jako nieświadomy osobnik płci dorastającej, nie miałem pojęcia o co chodzi. Możliwe, że wykonanie było kiepskie. W każdym razie utrwaliła mi się w początkującym rozumie fraza, którą dosłownie, jeszcze z pamięci, cytuję: O mój rozmarynie ozwijaj się.

        Rozmaryn był słowem obcym i nie przyciągał uwagi. Fascynowało mnie słowo „ozwijaj”. Co to jest?Czy to się sprzedają na bazarku, czy w aptece – na sztuki, czy na kilogramy? Dopiero w wieku randkowym rozwinęło mi się jak trzeba. To tragiczne połączenie miłości do dziewczyny, z patriotycznym obowiązkiem, wciągnęło. Męska dominacja została połechtana ostatnimi zwrotkami:

[…] A kiedy mi odpowie – nie wydam się/ Hej, tam kule świszczą i bagnety błyszczą/ Poświęcę się.

Powiodą z okopów na bagnety/ Bagnet mnie ukłuje, śmierć mnie pocałuje,

Ale nie ty. […]

A gdy mnie przyniosą z raną w boku/ Wtedy pożałujesz, wtedy pożałujesz/ Z łezką w oku.

Na mojej mogile wyrośnie bez/ Nie chciałaś mnie kochać, nie chciałaś mnie kochać/ Nie roń teraz łez.

Za tę naszą ziemię skąpaną we krwi/ Za nasze kajdany, za nasze kajdany,

Za wylane łzy.

Skończyło się tym, że do wojska nie poszedłem, ale się ożeniłem, co na jedna wychodzi.

Takie miłosne i ojczyźniane migotanie szarych komórek mózgowych dopadło mnie niespodziewanie, kiedy zobaczyłem, w jednym z miejscowych portali, stare zdjęcia NS. Zestawione zostały z obecnym wyglądem tych samych miejsc. Zmieniło się. Coś stało i zniknęło, coś było i już nie jest, a inne było i dalej jest, tyle, że w odnowionej i współczesnej formie. Autobusy dalej są – inaczej jeżdżą. Domy nadal są, tyle, że lepiej wyglądają. O dziwo, na starych fotografiach występują ludzie (mieszkańcy). Dzisiaj też występują (możliwe, że mieszkańcy). Nie ma tylko wozu i konia (jednego), bo na fotkę z dwoma nie trafiłem. Stacja benzynowa na rynku była. Rewelacja! Dzisiaj brak, ale ratusz stoi. Powstało przypuszczenie, że pozostałości płynu napędowego (rzeczona benzyna) pod płytą ratuszową nadal się znajdują. Dowodem mają być występujące (niekiedy)  płomienne wystąpienia radnych oraz wybuchy całych klubów z różnymi literkami w tytule. W każdej legendzie jakaś prawda się mieści.

Nie ma co ukrywać – zmieniło się i dalej zmienia. Szersze ulice, mniej błota, więcej samochodów, wyższe domy, bloki same w sobie, o wieżowcach nie wspominając. Krowy z peryferyjnych trawników zniknęły i zastąpiły je mechaniczne kosiarki. Tyle, że mleka nie dają – szkoda.  Jest lepiej niż było, a najlepiej kiedy na miejskim stolcu zasiada UKOCHANY PANA PREZYDENT NS Z SZACUNKIEM ZAWSZE. Przypominam, kiedy mogę, bo tę obiektywną prawdę wszelkiej maści krytykom należy wciskać i tu i tam, aż zapamiętają; a miejscowy naród oporny jest i rozpolitykowany (a fe!).

Zmiany, na lepsze, należy doceniać. One następują wraz z czymś, co nazywamy cywilizacją. To, że błotnista droga jest wyłożona asfaltem zawdzięczamy wynalezieniem asfaltu, a nie tego, czy innego przewodnika społeczności. Latarnie uliczne zamiast ręcznych lampionów, to zasługa cywilizacji, a nie wójta (naczelnika, prezydenta). Wieżowce powstały dzięki rozwojowi „dźwigownictwa wgórnego”, a nie prezydenta miasta (chociaż mógł utrudniać, a nie utrudnił). Most przez rzekę cywilizacja dawno wymyśliła, a nie dzisiejszy dowódca. Czy „kopany” stadion zawdzięczamy  (tu wstawić właściwe imię i nazwisko). Czy bez niego (wstawionego powyżej) on by nie zaistniał? Wydaje się, że niewiadomą jest czas, a nie zaistnienie. I jeszcze drobnostka – to miejscowa społeczność buduje to, co cywilizacja wymyśliła, a nie przywódca.

Ogólnie tę cywilizację doceniam i szanuję.  Niech sobie stawia, buduje, poszerza i asfaltuje. To będzie szło do przodu, mimo hamulcowych. Warstwa materialna naszego żywota tak ma. Inaczej ze sferą duchową, mentalną, z rozwojem myślowym i rozumowym. Z kulturą także. I mnie się to powiązało. Miejski Ośrodek Kultury opublikował program 5. edycji Sądeckiej Jesieni Kulturalnej i poinformował o rozpoczęciu sprzedaży biletów. Event jeden za drugim, ale mnie zdarzenia teatralne interesują (takie skrzywienie podszyte naiwnością). Czytam i się dziwuję. Warszawa atakuje. Co tytuł, to teatr lub teatrzyk ze stolicy (są wyjątkowe wyjątki). Ceny sto i okolice. Duma mnie rozparła, że  moja społeczność pod rządami PANA PREZYDENTA itd. (patrz wyżej) wspiera finansowo upadającą sztukę teatralną Warszawy.  Zdecydowanie odcinamy się od Krakowa stojącego teatrami; Tarnowa (ma teatr), Zakopanego (jest tam teatr) i Rabki (też jest tam teatr!!). Zapewne, owe miasta poniżej stolicy, na uwagę nie zasługuję, droższe są i za żadne pieniądze nie pokażą się w NS. Na szczęście miejscowy amatorski teatr,  co w MOK, pod zawodowy się podszywa i z premierą jest anonsowany. Czekam na dzień, w którym Teatr Narodowy (Warszawa) z Teatrem amatorskim im. Barbackiego (NS) na równi zostanie postawiony i zapowiedziany. Wszystko przed nami.

„Nie sądź nikogo po minie, bo się w sądzeniu poszkapisz” – znam tę przestrogę z oświeceniowej bajki, ale „na bezrybiu i rak ryba” więc wypisuję z anonsu Sądeckiej Jesieni Kulturalnej (spektakle) co smaczniejsze kęski (tytuły): „GRA W RANDKI”, „LISTA MĘSKICH ŻYCZEŃ”,  „KOBIETA KTÓRA UGOTOWAŁA MĘŻA”, „SZALONE NOŻYCZKI”, „NASTĘPNEGO DNIA RANO”, „TEŚCIOWE WIECZNIE ŻYWE” – oczami duszy widzę tę ucztę intelektualną i artystyczną. Miejscowy lud zapłaci i „uchacha” się za swoje!     

        Jelenia Góra to miasto bardzo zbliżone położeniem (dolina; góry), a także liczebnością. Tam działa (!) teatr zawodowy.  On jest organizatorem Jeleniogórskich Spotkań Teatralnych. Ze starego plakatu (kilka lat temu) wypisuję:

[…] Kujawsko–Pomorski Teatr Muzyczny w Toruniu z musicalem „Morderstwo dla dwojga” z librettem Kellena Blaira i muzyką Joego Kinosiana w reż. Agnieszki Płoszajskiej. W sobotę „Balkon Ordona” w reżyserii Katarzyny Dworak–Wolak i Pawła Wolaka – zagrają aktorzy Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze. W niedzielę Teatr KTO z Krakowa ze spektaklem „Uczycie nas, jak suknie się podnosi” wg tekstów Bertolta Brechta, Rogera Fernaya i Waltera Mehringa, w reżyserii Józefa Opalskiego. W poniedziałek tragikomedia „Biali, heteroseksualni mężczyźni” w reż. Tomasza Dutkiewicza; Teatr Komedia z Warszawy. We wtorek „Wrocławski Teatr Komedia” zaprezentuje francuską farsę „Boeing Boeing” Marca Camolettiego w reż. Wojciecha Dąbrowskiego. W środę monodram „Faust” na motywach dramatu niemieckiego poety, polityka, uczonego Johanna Wolfganga von Goethego w reż. Charlotte S. Garraway z Marią Weber, która odgrywa wszystkie postacie. Czwartek Teatru im. Juliusza Słowackiego z Krakowa; widowisko „Znachor” na motywach powieści Tadeusza Dołęgi–Mostowicza w reż. Jakuba Roszkowskiego.

Warto porównać – zachęcam. Do poczytania za tydzień.

Jan Zawił

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook
Instagram

Poprawa dostępności strony