„Bardzo lubię szczekać na psa” powiedział publicznie jeden ważny – i co? I nic! Naprawdę! Ważniejszy od najbardziej ważnego nadal jest tym kim jest, a nawet bardziej – to zrozumiałe.
Ogólnie, od przekazu językowego niczego mądrego i logicznego oczekiwać nie należy. Słonia da się zasłonić, ale fortepianu zafortepianić już nie. Chyba, że zasłonić słoniem, który ewentualnie gra na tym fortepianie. I co? I nic – gra dalej.
Naukowo dowiedziono, że werbalnie (słowami, zdaniami) przekazujemy sobie niewiele. Więcej „idzie” tak zwanym kanałem pozawerbalnym. Chodzi o machanie rękami, marszczenie twarzy, kiwanie wystającymi częściami ciała, zapachem, smakiem (to rzadkie). Zdzielenie kogoś pięścią „mówi” wszystko. Słowami tego się nie osiągnie.
Znany profesor od języka (szacun!) powiedział, że zwierzęta nie umierają – one zdychają. Co to się działo, co to się działo! Lament, wrzask z burzami i gradobiciem. Jeden facet od obrazków pokazał się w Internecie z kotem (na obrazku) i zarzucił profesorowi, co najmniej, bezduszność (brak duszy?). „Zdychać” znaczy tracić dech (oddech) o czym prawdopodobnie producent obrazków i cała wrzeszcząca większość nie wie. Pan, zasłużenie profesor, ma rację – i co? I nic!
Zgodnie z teorią komunikacji, oprócz słów, należało – w przedstawionej sytuacji – machać rękami, tupać nogami, kiwać głową i tak przekazywać swoje racje. Nie ma pewności, czy to by się sprawdziło, ale oryginalność zapewniona. Sensu brak – i co? I nic!
Jest taka fraza językowa: „rzucać grochem o ścianę”. Oczywiście, że można, a jak ktoś lubi to nawet trzeba, aliści ściana od tego się nie zmienia (co z grochem nie jest jasne). Mówimy tak, kiedy chcemy wyrazić swoją bezsilność, kiedy nie możemy kogoś przekonać. Generalnie chodzi o to, że apele, ostrzeżenia pozostają zupełnie zlekceważone, cała włożona w to praca jest bez sensu. Streszczając – gadamy, gadamy, machamy, kiwamy, a nawet podskakujemy i co? I nic!
Mój znajomy oznajmił z dumą: „ mam dowód na to, że Ziemia jest okrągła”. Poproszony o rozwinięcie oświadczył słownie, iż zdziera obcasy swoich butów „na zewnątrz”. Prawy tylni obcas na zewnątrz i lewy też tak samo. Po tej przemowie zdjął obuwie i zademonstrował. Zgadzało się. Zdziwienie skwitował frazą językową: „tak się ściera tylko wtedy gdy chodzi się po czymś okrągłym”. Na pytanie czy słyszał coś o Koperniku odpowiedział z godnością, że tak. I co? I nic! Tematu astronoma nie rozwinął.
Ogłosili (dawno temu, ale historia współczesna) że szybką drogę do królewskiego miasta Krakowa zbudują. Potem mówili, potwierdzali, zapewniali, znowu ogłaszali, plany pokazywali i co? I nic, a nawet jeszcze bardziej!
W sprawie pisanego przekazu językowego coś się szykuje. Istnieje mało znana, ale jednak, Rada Języka Polskiego. To szlachetne gremium złożone głównie „z tytułów” (w tym wspomniany wyżej Pan z przyznaną mu racją i tytułem profesora) arbitralnie rozstrzyga, co poprawne w języku jest, a co nie. Ciut to zaskakujące, bo same „tytuły” przyznają, że język „idzie” (wlecze się) siłą praktykowania, czyli mówieniem – głównie swoich użytkowników. Tak zwane „jednoznaczne rozstrzygnięcia” o randze naukowej raczej nie działają. Nieco bardziej stanowisko Rady Języka Polskiego wpływa na język pisany, ale w dobie klawiatury komputerowej uwagi na to się nie zwraca (maszyna sama z siebie błędy poprawi). No to o co chodzi? Otóż owa rada ustaliła, że od 2026 roku zmieni się pisownię – to tu, to tam (11 punktów) – czyli obowiązujące do tej pory reguły ortograficzne (niektóre!). Dotychczas: „Kocham samochody marki Syrena” (wielka litera bo marka). Dotychczas: „Kocham jazdę swoją syreną” (mała litera bo to egzemplarz – sztuk jeden). Czytam i wiem: marka albo egzemplarz. Po zmianie ma być tylko wielka litera – nie dowiem się, czy to o markę chodzi, czy o jedną sztukę. I co? I nic! Możliwe, ze gra idzie o to, abym był mniej poinformowany, a bardziej głupi. Za to uzyskam łatwość „w ortografii”.
„Bajzel” w pisowni zrobi się okrutny. Maturzyści będą rozliczani z błędów ortograficznych „starych” czy „nowych”? „Poprawcze” programy komputerowe przestawią się same, czy na życzenie i za „drobną opłatą”?
Jest „kino Sokół” będzie „Kino Sokół”. „Kino” (kino) zrówna się z „Sokołem” i podniesie się szacunek do instytucji pierwszego członu nazwy instytucji usługowej (będzie duża litera). Zmaleje świadomość społeczna związana z „Sokołem” (Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” – pionierska organizacja wychowania fizycznego i sportu w Polsce; zakazana w okresie Polski Ludowej; reaktywowana po deklarowanym upadku komunizmu).
I co? I nic! Co tam świadomość. Drobiazgowa analiza tekstu pisanego, dla odkrycia znaczeń, nie jest potrzebna. Wszystko załatwi się obrazkiem i gładką przemową. W blokach startowych obecnych zmian (oczywiście na lepsze) ustawiają się przepisy o „mowie nienawiści” (cenzurą prewencyjną pachnie). I co? I nic!
Można „bzdurzyć” bez opamiętania w mowie i piśmie. I co? I nic. Można zmieniać przekaz w sposób dowolny (propagandowy?) I co? I nic! Można zmieniać przepisy bez ogólnego namysłu i zgody. I co? I nic!
Można…i nic; można…i nic, można… i nic. I co jeszcze ? To już poziom psychologii i psychiatrii; możliwe, że jednostkowej, też społecznej. Wychodzi na to, że „szczekanie na psa” nie jest takie złe!
Do poczytania za tydzień.
Jan Zawił