To był niezwykły wieczór. Po 50 latach od pierwszego Kramu spotkali się ci, którzy wpadli na ten pomysł oraz ci, którzy tworzyli KRAM przez wiele lat. Czas przyprószył ich skronie, ale tego błysku w oczach nie dał rady zabrać.
Zanim w Myślcu nad Popradem, gdzie KRAM miał swoje miejsce, swój dom, odbył się koncert w wykonaniu tych, dla których był ważny, w Klubie Pegaz w Starym Sączu o tej niezwykłej imprezie opowiadali Krzysztof Janik – jeden z założycieli KRAM-u, Krzysztof Hering, Bogusław Diduch, Tadeusz Bystrzak, Sławomir Sikora oraz Aleksander Bembenik.
Z opowieści bohaterów wieczoru wynikało, że KRAM miał być jednorazowym spotkaniem, tylko w1974 roku, ale okazało się, że jest potrzebny i zakończył żywot w 1989 r. – Wbrew temu co niektórzy mówili nie było tu ideologii – mówił Krzysztof Janik. – Dla ówczesnej władzy KRAM był takim wentylem, oddechem dla młodzieży od codzienności lat 80-tych.
– Przez Myślec przewinęło się kilka tysięcy młodych ludzi, którzy chcieli coś w życiu fajnego zrobić podkreślał Krzysztof Hering, artysta muzyk, wykładowca…- Na KRAM nie przyjeżdżali ludzie przypadkowi. Tu każdy był po to, by czegoś się nauczyć, a było od kogo.
– Dopiero na KRAM-ie zrozumiałem co to znaczy folklor, na jak wysokim poziomie może być – podkreślał Bogusław Diduch muzyk, rockman z „Karczmy przeznaczonej do rozbiórki”. – Ludzie uczyli się muzyki swoich regionów od takich artystów jak np. Rudek Józefowski.
– KRAM to był codzienna walka o coś – opowiadał wieloletni komendat Alek Bembenik. – Zawsze czegoś brakowało, ale dzięki ludziom z Nowego Sącza i nie tylko udawało się złatawić. Oczywiście do historii przeszło wyżywienie, czyli potrawy z jajek w różnych odmianach. To także słynna Kergulena – 200 g, o której powstała nawet piosenka. Ale monotonia żywienia, czasami, nie zakłócała entuzjazmu tworzenia, koncertów, prób czy spotkań z ciekawymi ludźmi. Papu to była sprawa drugorzędna, choć ważna.
Podobnych opowieści, ale już na Myślcu wieczorem, było znacznie więcej i jeszcze ciekawszych.
Równie zajmujący był koncert. Jako pierwsza wystąpiła sądeczanka Joanna Piejko – Horwath, później był Tomasz Kordeusz, Andrzej Szęszoł z zespołem oraz trio Krzysztofa Nurkiewicza.
Wieczór zakończył się późno. Przy ognisku, przy kiełbaskach trwały długie rozmowy Polaków.
Mimo radości spotkania, wszyscy stwierdzali jedno – to się już nie wróci, tego się nie da przywrócić, to już było.