Cenzura na szczura – część 1 (felieton)

Skreślone, zdjęte, zakazane, wzbronione! Takie słowa w języku polskim, nie są same dla siebie; one nazywają zjawiska, zachowania i sytuacje. Istnieje też cenzura i to także nie jest puste słowo – to rzeczywistość. Cenzura (jako zjawisko) miała zniknąć. Podobno ją zlikwidowano – podobno…

A co to takiego? Niby wszyscy wiedzą, ale tylko nieliczni w oczy jej zaglądali, albo ona im. Większość, szczególnie ta młodsza, słyszała, że grają, ale nie wiedzą, w której dyskotece. Ogólnie niby nie ma, a jest. Według innej wersji jest, ale jej nie ma. Cuda niewidy – czapka niewidka!
Generalnie: „wolnoć, Tomku, w swoim domku” (Fredro). Znaczy to tyle, że wolno pisać i mówić, co ślina na język przyniesie; wyrażać coś niekoniecznie w sposób sensowny. Cenzura, to kontrola tego „przyniesionego” i chociaż z łaciny (censere = osądzać) smrodliwą brzydotą pachnie.
Wolność, szczególnie „do”, to brak ograniczeń wszelakich − stąd wolność słowa i wolność zgromadzeń. Bywa, że wolność gromadzenia się męża z inną kobietą może być skutecznie ocenzurowana przez żonę, nawet za pomocą parasolki.
Ogólnie wszelka wolność jakimś ograniczeniom podlega. Prawo jest takim ograniczeniem, na które (czasami z bólem) się zgadzamy np. jeździmy po prawej stronie, chociaż mamy ochotę po lewej. Czasami jest odwrotnie, ale zawsze potrzebna zgoda. Czy jednak jest zgoda na ograniczanie wolności słowa, czyli publicznego wyrażania myśli i przekonań?
W czasach niesłusznie wspominanych jako minione (PRL), władza kontrolowała wszystkie wypowiedzi za pomocą instytucji. Był to Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk (GUK PiW; oficjalnie 1946 – 1990). Mieścił się w Warszawie przy ulicy Mysiej 5. Instytucja miała swoje biura (urzędy i przedstawicieli) w całej Polsce. W ten sposób, wszystko co mogło szkodzić rządzącym (według ich zdania) było zatrzymywane i eliminowane z obiegu publicznego. Działano prewencyjnie, czyli żeby się jakieś treści nie ukazały i represyjnie. W tym drugim przypadku za głoszenie wrogich treści wsadzano do więzienia!
Instytucję tworzyli cenzorzy płci obojga. Bywało, że cenzorka wyróżniała się urodą, co znacznie kontrastowało z brzydotą jej decyzji. Bez względu na urok osobisty lub jego brak, cenzorzy sprawdzali materiały pisane, mówione, malowane i wszelkie inne, przed upublicznieniem, zatrzymując je lub zwalniając według odgórnych zaleceń rządzącej partii komunistycznej czyli PZPR. Bo też cenzura działa zawsze w obronie interesów partii rządzącej. Ci, bez władzy, głosu nie mają, to po co im cenzura? Umarłemu kadzidło nie pomoże, a żywym tak, bo gdzie diabeł nie może tam cenzurę pośle.
Jesteśmy w demokracji socjalistycznej. Podobno była to demokracja tyle, że jeszcze lepsza. Z tej gorszej, obecnej, bierzemy coś aktualnego i mieszamy. Chcemy upublicznić (napisać lub wypowiedzieć w radio) takie niewinne zdanie: „uśmiechnięte ryby rzeczne pływają na pleckach skutecznie wypoczywając”. Do gry wchodzi cenzura chroniąc tych, co u władzy. Po ingerencji zdanie wygląda tak: „uśmiechnięte ryby rzeczne pływają na pleckach skutecznie wypoczywając”. To, co nie jest skreślone można drukować lub publicznie wypowiadać: „uśmiechnięte wypoczywając”. Sprawny dziennikarz, literat, malarz lub naukowiec ulepi z tego właściwe zdanie: „wypoczywając, społeczeństwo jest uśmiechnięte”. Cenzura zadziałała prewencyjnie. Zapobiegła rozpowszechnianiu treści złych i nienawistnych, a społeczeństwo jest zadowolone, że wszystko idzie „ku lepszemu”.
Bywało, że prawdziwe zdanie, w pierwotnej formie, ktoś jednak upowszechnił (patrz wyżej przed zabiegiem cenzora). Mogło to być publikacja na płocie, bo to też nośnik treści. Wtedy, z pomocą Milicji, która była szlachetniejszą, bo obywatelską (MO), osaczano „redaktora” i poddawano represjom. Pierwotnie (lata pięćdziesiąte) wsadzano go do więzienia, potem już tylko wyrzucano z pracy, szkoły, uczelni i pozbawiano środków do życia. Tak działała cenzura represyjna. Wszystko „dla dobra” społeczeństwa, które nie powinno być zatruwane wrogą propagandą. Dobra władza ma zawsze dobre społeczeństwo – dzisiaj nawet uśmiechnięte.
Z formami pisemnymi nie było kłopotu. Przedstawiano propozycję do akceptacji: artykuł, powieść, wiersz, katalog wystawy plastycznej, znaczek pocztowy, fotografię, czy regulamin nawlekania igły krawieckiej (podobno były takie w państwowych zakładach krawieckich – BHP). Skreślenia „wyskakiwały”, bywało, że całość znikała, a bez pieczątki publikować nie było wolno.
Z programami „mówionymi” było trudniej. Wszystko (np. audycję radiową) należało nagrać i przedstawić do akceptacji. Ingerencje cenzorskie pracowicie się „wycinało” i dopiero tak „oczyszczony”, materiał mógł trafić do emisji. W konsekwencji każde słowo mówione było emitowane „z puszki” – tak nazywano okrągłe metalowe pudełko, w którym przechowywano nylonową taśmę, na której nagrywano dźwięk, czyli mówione treści (muzykę też). Prowadzący program czytał kolejne zapowiedzi z ocenzurowanej kartki. „Na żywo” nic nie szło! W późniejszej telewizji (TV) działano tak samo.
Każde przedstawienie teatralne musiało uzyskać zgodę cenzury przed premierą. Mogła ona (zgoda) obejmować także liczbę widzów dopuszczonych do oglądania, a także liczbę przedstawień. Warunki postawione przed eksploatacją były kontrolowane. Bywało, że przedstawienie „zdejmowano”, gdyż dopatrzono się istotnych odstępstw od formy dopuszczonej.
A co na estradzie? Cenzura była wszędzie i teksty musiały być dopuszczone (teksty piosenek, monologi, skecze, scenki). Czasami trzeba było wstępnie pokazać całość lub część; potem kontrolowano. Jeżeli złapano, że coś poszło „bez cenzury” to zawieszano, zakazywano, zsyłano na niebyt. W ten sposób łączono cenzurę prewencyjną z represyjną (dwa w jednym). Kabarety (prawdziwe!) nie miały wtedy łatwo, a bywało groźnie.
Z filmami też się działo. Podczas kolaudacji, czyli wewnętrznego i zamkniętego odbioru, cenzura zbierała żniwo. Wskazywała co wyciąć, co dołożyć czyli jak produkt „ulepszyć”. Powstała instytucja tak zwanych „pułkowników” czyli dzieł filmowych zakazany. Odkładano je na półkę – nie kierowano do dystrybucji.
Hulało to „dobro” po całym kraju od Bałtyku po Tatry – od Odry po Beskid Sądecki i Krynicę Zdrój – od Sopotu po Nowy Sącz (tu były silne kabarety: „Lach’, „Za” i późniejszy „Ergo” – było co cenzurować).
A co było zakazane? Generalnie prawie wszystko, w zależności od sytuacji. Cenzorów obowiązywały tak zwane „zapisy na…”. W miejsce kropek centralnie wstawiano sprawy, postaci, zdarzenia zmieniające się w czasie. Owe zapisy były tajne, czyli wiadome tylko cenzorom, ale stosowane powszechnie. Przecież cenzura była „dla dobra ogółu”, dlatego nie należało się nią chwalić – logiczne. Mogła więc istnieć (a może była?) „cenzura na szczura”. Na szczęście takie wypadki dzisiaj się nie zdarzają – absolutnie!
Do poczytania za tydzień – możliwe, że też o cenzurze.

Jan Zawił

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook
Instagram

Poprawa dostępności strony