Czekaj, tatka, latka – felieton

Nie należy mieć większej nadziei na spełnienie oczekiwań – o kulturę chodzi. Wszystko to, co w poprzednich felietonach napisałem (zachęcam do powtórnego przeczytania) pokazywało jak jest, aliści mogło sugerować, że można inaczej. Można (?) – można.

Zacznijmy od finansów. Nie chodzi o przepalanie funduszy na różne propagandowe evnty, przez pomyłkę nazywane kulturalnymi – niech tam (mają prawo, bo rządzą, a ktoś im tę władzę dał). Argument o braku kasy pada najczęściej przy próbach podejmowania rozmów o utworzeniu teatru zawodowego. No to pogłówkujmy włączając myślenie (uwaga trudne!). Miasto posiada dwa budynki (MOK, Mała Galeria). W obu płaci się za ogrzewania, oświetlenie, wodę, ścieki, ochronę i co tam jeszcze. W obu pracują ludzie – od wysoko wykwalifikowanych specjalistów po osoby utrzymujące czystość. Koszty więc są i środki na nie płyną z miejskiej kasy (podatki mieszkańców). Załóżmy, że tworzy się teatr zawodowy. Jeżeli od zera to trzeba budynek, z salą i zapleczem, wybudować (koszty) i utrzymywać (koszty – patrz wyżej). Można jednak wykorzystać to, co już mamy (dwa budynki – patrz wyżej). Na całą sferę „utrzymaniową” np. księgowość, czystość itp. już bulimy (!) – tu się nic nie zmienia. Streszczając – trzeba wyłożyć na aktorów i produkcję spektakli (np. kostiumy, scenografię) chociaż i tu są oszczędności, bo wyposażenie oświetleniowe i akustyczne już istnieje, wraz z obsługującymi je fachowcami. Słowem – pozostaje do sfinansowania tzw. „osobówka”. To wielokrotnie mniej, ba – nawet bardzo mniej niż budowanie od zera. Na początku tylko paru aktorów płci obojga (3, 4 może 5 osób plus osoby tworzące spektakle – da się wytrzymać!). Jeżeli z rozsądkiem przypatrzyć się temu, co dziś wydajemy na przyjezdne atrakcje, to jakieś środki wygospodarować można. Pewno trzeba dołożyć, ale większość nakładów już realizujemy!!! Tylko nie chce się ich zauważyć w perspektywie nowej, artystycznej instytucji zawodowej (zawodowy teatr). Uwaga typu społecznego i moralnego: działalności amatorskiej nie likwidujemy, może tylko powinna funkcjonować na innych (ale nie gorszych technicznie) warunkach.
Teraz o swoistym rodzaju naciągania (to też finanse). Miejscowy MOK (agenda Ratusza) prowadzi amatorskie urządzenie o nazwie Teatr Robotniczy imienia B. B. z tradycjami. Efektem są przedstawienia prezentowane publicznie (o jakości nie teraz!). Za wejście na te wydarzenia, w charakterze widza, pobierane są opłaty – czytaj: kupuje się bilety (w kasie lub przez Internet). Występującym się nie płaci, bo to aktorzy amatorzy, a nie „z zawodu”. Pobiera się więc „kasiorę” (bilety) za produkt, który w warstwie wykonawczej (główna!) nic nie kosztuje! Wprawdzie koszty są (oświetlenie, akustyka, utrzymania czystości itp.) ale na to się już dostaje środki z Ratusza, bo są składnikami działalności upowszechniającej, a nie odrębnymi pieniążkami „na spektakle”. W rezultacie mieszkańcy płacą na funkcjonowanie MOK (podatki) oraz za możliwość oglądania spektakli zrobionych za ich pieniądze (utrzymanie miejskiej kultury). Trudne do zrozumienia? Może, ale to działa. Prościej – zapłaciłem podatki do kasy miasta na utrzymania MOK. Zrobili amatorski spektakl – idę „na sztukę” i kupuję bilet, czyli drugi raz płacę na działalność MOK. Oni (MOK) amatorom nie płacą chociaż mnie spektakl sprzedają (bilet). Podobno bywało jeszcze ciekawiej, ale konkretów nie posiadam, tylko przypuszczenia. Wyobrażacie sobie – szanowni czytelnicy – teatr zawodowy prowadzony przez miasto (dowolne), który sprzedaje bilety (dochody), a nie płaci aktorom (zero kosztów na produkcję). Takie „sztuki finansowe” tylko u nas. Ludzie – cuda w tej budzie!
O innych działaniach trudno pisać – to czysty marketing, a nie „robienie kultury”. Liczy się sprawność urzędnicza pracowników, którzy kontraktują występy estradowe, teatralne lub muzyczne. Aliści prawdziwa sprawność to nade wszystko kompetencje merytoryczne (znajomość aktualnych wydarzeń teatralnych, koncertowych, estradowych, plastycznych itd.). Z tą kompetencją wydaje się być dość kiepsko – sadząc po efektach. Możliwe, że zwinność w „załatwianiu” jest, ale nie o to w tej „zabawie” chodzi. Za każdą ofertą powinno stać konkretne nazwisko (widoczne w zapowiedziach i na afiszach) typu: spektakl poleca … imię i nazwisko tego, kto sprowadził i gwarantuje jakość, albo: firmuje Zarząd Dróg Poprzecznych i Błękitnej Zieleni. Na pewno nie chodzi tu o formułkę : patronat UKOCHANEGO PANA PREZYDENTA NS Z SZACUNKIEM ZAWSZE, bo to czysta propaganda (kto mu to podpowiedział?).
Może być inaczej, ale po co? Szerzej – po co nam „dobra kultura” w mieście NS? No to czytam różne raporty i wypowiedzi „zwykłych obywateli”. Liczba mieszkańców systematycznie maleje. Dlaczego? Bo tu małe perspektywy, albo ich nie ma. Dalej – niskie zarobki i słabe skomunikowanie z resztą kraju. Nawet szkolnictwo podstawowe i średnie wynikami cienko przędzie (jeden wyjątek – technikum – wiosny nie czyni). Jak by to wszystko zebrać razem to wyjdzie miasto bez ambicji. Budowanie rond i gładkich ulic potrzebne jest i godne pochwały, ale to nie zachęci młodzieży do pozostania na miejscu i nikogo nie skłoni do zamieszkania. W turystyce też nie mamy co konkurować z Krynicą, Piwniczną, Muszyną i całą, bardziej atrakcyjną krajoznawczo, przestrzenią. Huty, kopalni złota ani innego przemysłu ciężkiego tu nie będzie. Wydaje się, że co powstać miało, to już powstało i co najwyżej będzie uzupełniane. Do przodu mogą pociągnąć tylko dwie dziedziny: nauka (na poziomie uczelni wyższych) i kultura (rozumiana szeroko – od ludowej po najwyższy poziom profesjonalny w różnych dziedzinach).
Przykłady: Akademia Nauk Stosowanych (ładnie się rozwija) uzyskała studia medyczne (rekrutacja z wielką liczbą aplikujących z całej Polski). Obecna władza krajowa nowy nabór wstrzymała. Władze miasta (bo Uczelnia robi wiele, żeby usterki wyeliminować) powinny „zamieszkać” w Ministerstwie, żeby te studia na stałe zagościły w ofercie Uczelni, a właściwie miasta. I co?.
Jest średnia szkoła muzyczna. Po jej ukończeniu absolwent ma w „rękach” zawód muzyka. Kontynuacji na poziomie wyższym nie ma. Czy jednak powstał, prowadzony przez miasto, kwartet, kwintet; coś stałego i koncertującego zawodowo w NS i okolicznych ośrodkach (Limanowa, Gorlice, Krynica) – no.
O pomysłach na kulturę i naukę (też szkolnictwo średnie) może innym razem, chociaż … „czekaj, tatka, latka, a kobyłkę wilcy zjedzą”. Do poczytania za tydzień.
Jan Zawił

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook
Instagram

Poprawa dostępności strony