Dostało mi się za ostatnie felietony, że drętwe, urzędnicze, pozbawione polotu, lekkości i humoru. Takich pochwał było więcej, ale przez wrodzoną skromność cytował nie będę. Posypuję głowę popiołem i przyznaję: wykładałem w nich „kawę na ławę”; inaczej – wykładałem „bez ogródek”. Z rolnictwem ogrodowym nic to nie miało wspólnego, ale rzeczywiście zrekultywować miejscową kulturę chciałem i jako miłośnik orania w prawo (telewizyjny kurs rolniczy zaliczyłem w odpowiednim czasie) miałem kwalifikacje oraz słuszne powody. Skuteczność żadna! Zostałem „zabronowany”, czyli wyrównany do poziomu gleby – na gładko. Dobrze mi tak!
Nie ma nic złego, co by na gorsze nie wyszło, więc jako syn marnotrawny powracam na łono (nie mylić z „memłonem” co ludowe jest i w folklorze stosowane). O kłamstwie i kłamaniu rzecz dzisiaj biega.
Zawodowo z kłamstwa i w kłamstwie żyję literaturą się zajmując. Czy ona piękna – nie wiadomo, aliści fikcją się posługuje, czyli zmyśleniem; podobno twórczym. I to się – niestety – rozpowszechnia. Literatów fikcyjnych jak grzybków po deszczu, a na dodatek trujących. Co gorsza po zapachu takiego nie rozpoznasz, a po wyglądzie tylko niektórych.
Rzeczony utwór literacki z gruntu fałszywy jest udając prawdę. Oszukuje na potęgę tak dobrze, że nawet „oświecone umysły” płaczą nad losem pokrzywdzonej przez Narodowy Fundusz Zdrowia samotnej dziewczyny, której odmówiono pomocy, pigułki i co tam jeszcze medycznego na literę „p”. Niektórzy obwiniają o znieczulicę autora, który stał z boku nie udzielając wsparcia i nie okazując współczucia (oba na literę „w”, która jest daleko za „p”). Tymczasem rzeczony autor (może być autorka) siedzi w ciepłym pokoju na rozkładanej kanapie i liczy kasiorę od każdej sprzedanej książki. On wie, że nakłamał ile wlezie, ale nic mu za to nie zrobią. Czytelnicy też wiedzą o jego oszukańczym wpływie na losy bohaterów, ale to nikomu nie przeszkadza, a nawet – „o zgrozo” –nagrody, czyliż Noble rozdają. Taka gra „w chowanego”: niby jest, ale nie ma, a nawet odwrotnie. Wszystko zależy od rodzaju i gatunku, czyli genów słowa pisanego. Tworzy się całe instytucje propagujące kłamstwa i dla niepoznaki nazywa je bibliotekami. Podłącza zbiory cyfrowe, które same w sobie kłamstwo zawierają, a na dodatek wcale ich nie ma chociaż podobno są. To już przechodzi ludzkie pojęcie. Niedługo mój hologram będzie mnie zastępował w intymnych spotkaniach, a sztuczna inteligencja pisała za mnie felietony. Cudowny świat, w którym trawa ma zielony kolor chociaż go w realu nie ma. Został stworzony w rzeczywistości cyfrowej, zero jedynkowej. To się nazywa „cywilizacja” i tylko CO2, którego nikt nie widział burzy tę mozolnie zbudowaną nierzeczywistą rzeczywistość wyrosłą z oszustwa i kłamstwa.
Zostawmy literaturę, która w szczątkowych segmentach pozwala jeszcze odróżnić (z trudem) to co jest, od tego czego nie ma. Przykładem niech będzie baśń o krasnoludkach, które obrabiają śpiącą królewnę, której (z kolei) ością w gardle stanęło jabłko, w tej samej chwili, w której lusterko odpowiadało na pytanie, kto jest najpiękniejszy na świecie (wiadomo, że ja – autor i felietonista). Postać jabłka przybierają przywódcy prowadzący nas w gminach, powiatach, województwach, a nawet kraju. Wychodzi taki na wierzch i odpowiada – jak lusterko – na zadawane mu pytania, przez tak zwaną ludności, a nawet dziennikarzy. Odpowiada, ze nigdy chociaż pokazują, że zawsze. Zaprzecza, że nie powiedział, chociaż wszyscy słyszeli. Przysięga, że zrobi, chociaż ani myśli. I co? Dostaje brawa, punkty procentowe i zwyżkujące sondaże. Cenią go nadzwyczaj użytkownicy literatury pięknej, wychowani na fikcji. Oni wiedzą, że to pic i bujda na resorach, ale to nasz pic i nasze resory. Nie będzie wróg nam w fikcję pluł, a nawet kłamstwo nam tumanił. „Czytacze wszystkich krajów łączcie się”.
Nasi lokalni szwoleżerowie z miejscowego ratusza robią co mogą, a nic nie mogą bo „jeśli wlazłeś między wrony, musisz krakać jak i one”. Wymieniają się twarzami i innymi częściami ciała oraz obiecują. W rezultacie drogi do świata jak nie było tak nie ma – fikcja. Główna ulica niby jest, ale ruchu na niej nie ma – fikcja. Teatr niby jest, ale jakby go nie było – amatorka – fikcja. W lokalnej, tak zwanej prasie, fiksatuar czyli brylantyna, taki kosmetyk na przygłaskiwanie rzeczywistość. Literatura zmyśleniem – panie dzieju; fikcja prawdą – panie dzieju; kłamstwo cnotą – panie dzieju. Byle do wiosny, a ona podobno też fikcyjna. Pomieszało nam się życie z literaturą, rozsadek z głupotą, a tak zwana większość bredzenie niektórych polityków za najprawdziwszą prawdę przyjmuje. Wybory idą – kłamstwo, fikcja czy rzeczywistość? Kto by się w tym połapał.
Tym co zębami na mnie zgrzytają i wdzięcznym oraz pogrubionym słowem postać mą otaczają pytając: o co mi chodzi? odpowiadam – czytajcie ludziska, słuchajcie, ale oddzielajcie fikcję czyli kłamstwo od sprawdzonych faktów.
A Maryśka Konopnicka tak cudownie z Koszałkiem Opałkiem historyjkę tkała, nad losem sierotki Marysi się pochylając. I komu to przeszkadzało? Literatura piękną jest, bo w jej fikcji więcej prawdy niż w realności. Ona (fikcja) nie kłamie chociaż zmyślona. A do rozgryzania twardej rzeczywistości trzeba rozum własny zaprzęgać i chociaż boli – warto. Do poczytania za tydzień.
Jan Zawił