Nic ciekawego się nie dzieje – sensacji brak. Oczywiście, chodzi o przestrzeń lokalną, bo w świecie, aż huczy. U nas „wsi spokojna, wsi wesoła / który głos twej chwale zdoła” – to Kochanowski, a u niego recytuje ten fragment Panna XII (literacki feminatyw?). Całość do przeczytania w formie wierszowanej pod tytułem: Pieśń świętojańska o Sobótce. Polecam z ostrożnością, bo obrzęd pogański, i w niektórych kręgach nie jest dobrze widziany. Pocieszam się, że w związku z szykowanym, kolejnym lotem ludzkości na Księżyc (i z powrotem), nikogo Jasiek Kochanowski nie obchodzi. Jednakże kosmos i Kochanowski zaczynają się na „k”, a to coś znaczy. Tyle, że nie bardzo wiem co.
Jakoś nie zelektryzowała mnie wiadomość, że tak zwany „maślany rynek” ma być cywilizowany, czyli zabudowany gustownymi daszkami, kanalizacją oraz kolorystyką, co na poprawę nastroju mieszkańców wpływać ma. Na razie nie wpływa, ale się zobaczy. Nie powaliła mnie informacja, że „stadion się kończy”, a obiekt westchnień kibiców wizytował sam UKOCHANY PAN PREZYDENT NS Z SZACUNKIEM ZAWSZE. Wizytacja przebiegła.
Bez echa przeszła informacja, że miejscowy potentat od okien w dachu otworzył „warsztacik” w USA. Tym razem schody na strych w Ameryce produkowane (z sukcesem) być mają. Podobno biznesmeni „zza wody” w NS wytwarzać je chcieli i przewozić do swojego country, aliści nasz UKOCHANY PAN PREZYDENT itd. miejsca dla nich nie znalazł, to sobie halę produkcyjną na „warsztacik” w USA kupili i działają. Warto zauważyć, że nasz UKOCHANY itd. wyprzedził epokę i wrednej Ameryce powiedział „NIE”! W krótkim czasie wyszło, co miało. Ta Ameryka zła jest, ludzi na śniadanie zjada, na niepodległość każdego osobnika dybie, pieniędzy nie chce dać (a musi!), zło szerzy i choroby roznosi z nienawiścią razem (duet taki). Boże, chroń nas przed Ameryką w Europie całej, o co modły wznieś powinniśmy. NS, na razie, obroniony!
Nuda, nuda, nuda. Miejscowy „zakładzik” od lokomotyw i innej kolei wyprodukował kolejne lokomotywy i robotę w tej branży na kilka lat posiada. Nie podano czy cena kilograma parowozu bez pary i na prąd oraz elektronikę wzrosła, czy zmalała. Znacząca obniżka „sensacyjną” sprawą być mogła, ale nie jest, bo nie podano. Dalej więc tylko podwyżki, podwyżki i nic nie spada – nuda.
Jak świat światem, dorożka dorożką i jak przemawiał mistrz Onoszko zawsze ogórki w słojach się kiszą, a wiadomości w powietrzu wiszą. Coś jednak we mnie walnęło. Onegdaj, w lokalnej audycji radia na korbkę, albo na Kraków, rozmowa się odbyła. Znany, lubiany i „sympatyczny niewątpliwie” pan redaktor, z hydrologiem, o stanie wód okolicznych mądrze gaworzyli. Wciągnęło mnie. Uczony pan od stanu rzek opisywał, że jest poniżej, a nawet jeszcze mniej. Poziom wody w wodach się obniżył znacznie i katastrofalnie. Wodołaz czy wodowskaz w Muszynie (Poprad) był blisko wyrównania rekordu zaniżenia. O tym, czy ryby jeszcze pływają nie wspomniał. Dunajec zniżkuje, ale nie w Muszynie. Kamienica (rzeka) – dno. W czasie suszy szosa sucha. Dalej było jeszcze lepiej, ale straszył nie będę. Na koniec pojawiło się zdanie wyrażone przez uczonego wodomierza: suma opadów się nie zmienia. Od lat jest taka sama. To jak? CO2 świata nie podpala? Suszy nie powoduje? Spaliny z samochodów i dym z kominka wody nam nie zabierają? Wprawdzie jedna koleżanka z grupy „pezel” mię oświecała, że para wodna w kosmos ucieka, ale tylko przez roztargnienie o atmosferze ziemskiej nie wspomniała i parowanie z deszczem nie kojarzyła. Dalej ciepłym głosem hydrolog oświadczył, że jednak się zmieniło – nie leje już przez tydzień. Za to pada intensywnie co trzeci, albo czwarty dzień. Stąd gwałtowne, a nie przewlekłe powodzie. To mnie bardzo uspokoiło. Tym samym coś, co sensacją pachniało, wróciło do normy – nuda.
Czytającą publiczność zelektryzować mogło oświadczenie „piórkiem władającego”, że się na Pocztę Polską obraził. Skandalem zapachniało! Rzeczony z usług Poczty definitywnie zrezygnował. O! – to jest coś! Nie każdy tak potrafi! Odwagą trysnęło, jak źródłem życia! Zazdroszczę. Dobiła mnie plotka, że bohater (podobno) mocno na pedały naciska przemierzając góry, lasy, pola i doliny, morza, rzeki, jeziora i lokalne strumyki (sorry – jeżeli coś, lub kogoś pominąłem). Rower to jest to – popieram, tym bardziej, że (znowu: podobno) rzeczony cyklista „piórkiem władający” ma rozwozić, na swoim pedałowym rumaku, renty i emerytury okolicznym staruszkom. Stopniowo będzie powiększał zasięg; na razie trenuje. Słuszne to, szlachetne i urzekające tyle, że zbliżone przypadki w kraju już występowały, mając kabaretowy rodowód. I on się (rodowód) powtarza. To już było – nuda.
W kulturze, szczególnie teatralnej, bez zmian – nieustające pasmo sukcesów w otoczeniu wujka, cioci, szwagra, siostry, teściowej, krewnych i powinowatych, z namaszczeniem oraz błogosławieństwem naszego UKOCHANEGO PANA PREZYDENTA NS Z SZACUNKIEM ZAWSZE, a także (nowość!) RADY ARTYSTYCZNEJ przy naszym UKOCHANYM ZAWSZE. To promieniuje i działa; wystarczy przejść się wieczorową porą ulicą Jagiellońską w kierunku „do” lub „od” Ratusza. Tyle, że chodzenie jest też nudne – nawet we dwoje, kiedy wokół pustaka – miasteczkowa pustka; też nudna.
„A u nas spokojnie, a u nas leniwie/ po cichutku mijają godziny/ jest ogródek, altanka/ cicho gra bałałajka/ tutaj wszyscy są bardzo szczęśliwi”
– to fragment tekstu piosenki, z roku 1981 oraz pieczątką cenzury. I ten tekst (bez pieczątki), z inną melodią, ale tym samym sensem, się powtarza – nuda. „Wsi spokojna…” – jak u Kochanowskiego, bo w świecie to ho! ho! ho! Do poczytania za tydzień.
Jan Zawił